środa, 25 marca 2015

Rozdział 1 "Bryza" - Dillon x Zedd

Łzy zbierały mu się w kącikach oczu, a jego usta się cieszyły. Miał okropny napad śmiechu, a to wszystko wina Antona. W tle dudniła muzyka Steve'a, który teraz zabawiał tłum młodych. Mimo, że byli spory kawał od morza, mimo że o porze wieczornej bryza wieje w stronę wody, to i tak w powietrzu unosiłą się wilgoć i zapach soli. Ogólnie Dillon uwielbiał koncertować w krajach śródziemnomorskich. Tym razem padło na Barcelone, ale w jego głowie świerzbiła panorama Neapolu. Uwielbiał to miasto, niektórzy przez to go nie rozumieli, bo przecież Barcelona jest ładniejsza. No, ale przecież zdania są odmienne.
- Obaj jesteśmy teraz wolni. Nasza kolejka się skończyła, więc co robimy? - spytał Francis opanowując się już.
- Brakuje mi pomysłów - poinformował go blondyn.
- Wiem. Chodź! - olśniło go i pociągnął Zedd'a za sobą.
- Mam się bać?
- Jeśli chcesz...
* * *
Człowieka zwyczajnie pojebało. Wbiegł w samych bokserkach do fontanny... O ile była to fontanna, w to wolę nie wnikać. Ważne, że z tego CZEGOŚ leciała woda. Dużo wody. Anton zastanawiał się moment, czy ten coś brał... I TO W DODATKU BEZ NIEGO! Mężczyzna tańczył jakiś taniec, ale strumień wody widok rozlewał. Było widać jedynie niekonkretne wygibasy. Niefajnie by było gdyby teraz złapała ich policja. Oj niefajnie. Zedd wzruszył ramionami. Przecież raz się żyje, co nie? Zrobił to samo co Dillon i obok niego zaczął tańczyć macarene. Pomysłowe, doprawdy. Tłumiony śmiech przyjaciela zapewnił go w jakiś sposób, że nie zostaną przyłapani. Patrole zapewne zostały skierowanę do miejsca gdzie odbywa się impreza. A co najlepsze tutaj nikt się nie kręcił, żadnej żywej duszy. Co jest dziwne, przecież to Hiszpania! Kraj ludzi gorącokrwistych! Brak ludności lekko go speszył, kiedy to sobie uświadomił, ale postarał się o tym zapomnieć. Mineło parę dobrych minut , a oni zatraceni w ciepłej wodzie i swoim śmiechem mieszanym z wypluwaniem wody stracili poczucie czasu i miejsca. W pewnej chwili, co oczywiście było nie zamierzone, ale jak bardzo do przewidzenia - Dillon pośliznął się i runął na Antona, a on wraz z nim na podłożę. Francis zdążył jeszcze odruchowo podłożyć swoją dłoń pod głowę przyjaciela, aby ochronić go przed wstrząsem.
- Jezu Chryste, jak? Jak to się stało? - bełgotał Zaslavski zdezorientowany całą sytuacją.
- Nie mam pojęcią, ale czuję że to znak aby przestać - zszedł z niego na brukowaną uliczkę i pomógł mu wyjść spod "prysznica". Zebrali swoje rzeczy w mokre dłonie w tym samym momencie kiedy na placyk wjechał radiowóz. Automatycznie puścili się biegiem w ciasne uliczki prowadzące wprost na wybrzeże, przy okazji niosąc za sobą zgiełk radości. Zakończyli swój rajd na chodniku tuż przy plaży.
- Idziemy? - kiwnął wymownie Zedd.
- Już nie mam siły, jeśli mam być szczery - wysapał Dillon.
- To co wracamy? - spytał, lekko posmutniawszy mężczyzna.
- No niestety - odpowiedział mu najlepszy przyjaciel idąc wzdłuż plaży w stronę hotelu. Za nim podążył Anton zawiedziony, że odmówiono mu nocnej kąpieli w morzu. Woda nocą jest cieplejsza i powietrze również. Szkoda, naprawdę szkoda. Jego jedynym w tej sytuacji zbawieniem okazał się fakt, iż chodnik jest za wąski, aby iść nim w parę, dlatego szedł za Dillon'em, skąd miał bardzo dobry widok na mokre bokserki przyjaciela i jego... Staph it. Zagalopowaliśmy się Anton, ale musisz przyznać pociąga cię to. I tak mineła pół godzinna wędrówka wymienaina bezsensowymi zdaniami, tylko po to aby utrzymać jaki kolwiek kontakt pomijając tyłek Dillona, a wzrok Antona. Francis czuł na dole pleców mrowienie oznaczające jedynie to: "wgap" w jego tył, tam niżej. Oczywiście czuł się niekomfortowo całą drogę, ale musiał to przeżyć. Nie miał wyboru. W duchu modlił się, żeby o zajęcie szybko mu się znudziło.
___________________________________________________________________________________
Mam nadzieje, że się podobało. Postaram się do jutra wymyśleć coś innego, ale sprawdzian i prace domowe są udreką, więc nie wiem.

2 komentarze: