Martin czekał pod ladą na znak Roberta. Mężczyzna pstryknął mu nad uchem i ustąpił miejsca przy okazji włączając jego kawałek "Tremor".
- Wiecie kto teraz będzie?! - wykrzyczał w mikrofon. Tłum odpowiedział mu rykiem. Garrix wyskoczył z drugim mikrofonem.
- Dobry wieczór Miami! Dobrze się bawicie? - mówił swoim wesołym choć głębokim głosem.
- Będę czekać w pokoju - Hardwell poklepał go po barku i powoli usunął się z podestu. Ruszył spokojnym krokiem do swojego pokoju, kiedy już miał do niego wejść, wylądował na czyiś rękach powoli wirując.
- Idziemy na piwo? - spytał Dannic robiąc z nim kolejne kółko. Corputowi zakręciło się w głowie, cały dzień go mdliło, a teraz z trudem powstrzymał chęć zwrócenia ostatniego posiłku.
- Błagam, nie dziś - wymruczał zmęczony powoli lądując na stałym gruncie. Szatyn pomasował skronie.
- Stało się coś? -zapytał zaniepokojony Daan.
- Poza tym, że źle się czuję, to dobrze - odpowiedział z przepraszającym uśmiechem, poczym zniknął za płytą drewna. Odetchnął z ulgą i połknął jakieś tabletki przeciwbólowe. Położył się na kanapie. Mimo hałasu powoli zapadł w objęcia Morfeusza.
* * *
Na brzuchu dwudziesto siedmiolatka siedział już nie tak świeży didżej. Robert nie zwracając większej uwagi na ucisk uśmiechnął się. To akutat nigdy nie przeszkadzało. Martjin również przywitał go uśmiechem i zaczął się podnosić, lecz Hardwell złapał go za nadgarstki i przytrzymał.
- Dla mnie jest wygodnie, nie wiem jak tobie - zaśmiał się lekko.
- Nie udawaj, wiem że źle się czujesz - skarcił go wzrokiem chłopak.
- Może tak, może nie. Pozostały ci tylko domysły... - wzruszył ramionami.
- Ja to wiem - uciął.
- Jak chcesz - puścił go zaciskając usta.
Garritsen przełożył noge przez niego znajdując się na podłodzę. Wziął szklankę i wrzucił do niej musujące środki przeciwbólowe i podał je szatynowi z matczynym wzrokiem.
- Coś tak czuję, że to ciąża - wyszczerzył się podnosząc na łokciach do wypicia zawartości naczynia, przy okazji nie tracąc kontaktu wzrokowego z GRX'em.
- Chłopiec czy dziewczynka?
- Dziewczynka, bo chce mi się wymiotować.
- No nieźle.
W tej chwili obaj zaczeli się śmiać...Przyszli tatusiowie. Niedosłownie, bez przesady. Garrix usiadł na skrawku mebla przyglądając się Hardwellowi jak wypija rozpuszczony lek. Mężczyzna odłożył szklankę na komodę za sobą i niespodziewanie złapał Martjina i przyciągnął do siebie.
- Wracamy do hotelu? Padam na zbity ryj - wymruczał chłopakowi we włosy.
- Możemy, lecz jak narazie leżymy - upomniał go.
* * *
Robert rzucił, a raczej padł na łóżko jak zmęczony dzieciak, który dopiero wrócił ze szkoły kończąc lekcje wuefem. Mruczał jakąś piosenkę w pościel, ale jednak nie była ona zrozumiała.
- Może tak byś się przebrał, co? - Martin założył ręce na piersi opierając się o próg.
- Sam to zrób ja nie mam siły - przekręcił głowę na bok, tak aby mógł normalnie mówić.
Chłopak na chwilę zniknął z sypialni, żeby się umyć i przebrać. W sumie nie przebrać, bo czy założenie jedynie czystych bokserek można nazwać przebraniem? Raczej nie. Wytarł głowę ręcznikiem i wrócił. Hardwell nawet się nie ruszył, ani również nie zmienił swojej pozy. Jak padł, tak nie wstał. Martin jedynie z rezygnacją westchnął wzywając Boga o litość. Przekręcił Corputa na plecy, a on coś jęknął. Ostrożnie zdjął mu t-shirt i dłuższą chwilę mocował się z rozporkiem (nie krępowało go to już), następnie zsunął z niego spodnie. Mężczyna mamrotał coś pod nosem, chyba przez sen. Chyba, bo nie zdażyło mu się takie coś ani razu. Rzucił jego ubrania na fotel obok drzwi balkonowych, poczym poprawił Roberta na łóżku.
________________________________________________________________________________
Jednak dziś już napisałam. Geografia okazała się zanudna XD.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz